Baśń z tysiąca i jednej nocy – felieton Rafał Szczepański
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami był sobie „szanowany majster”, co ludziom prawił morały nieziemskie. Mówił barwnie i soczyście, wszystko o czym ucho Inwestora chciało usłyszeć…
Tak zaczyna się nasza wspaniała opowieść o dekarzach i murarzach, „lub czasopismach”. Opowieść ta niesie ze sobą wspaniałe przesłanie „będziesz mieszkał jak w bajce”… Tylko przy odbiorze domu może zajść konieczność zejścia na ziemię.
W niedzielę wieczorem podjechał do mnie inwestor. Widać, że człowiek ciężko pracuje na swój wymarzony dom, broń Boże nie chodzi o to, że biedny, po prostu chce rodzinie z pracy rąk własnych wybudować dom ze snów. Wiecie jak to jest mieć marzenia… Wtedy czasem zaczyna się wierzyć w bajki, co to koszt budowy domu obniżą. Siedzimy, patrzymy w projekt, no i zamarzyło się, co by cztery słupy z konstrukcji więźby usunąć, bo pół metra od ścian pokoju stoją, a to nieładnie.
Wczoraj był u „szanowanego majstra” i ten jak najbardziej, tonem znawcy stwierdził, że słupy niepotrzebne, zawadzają i wyrzucić można. Jako, że ja bajek nie piszę ani nie opowiadam, stwierdziłem, że słupy mają być, chyba że kierownik budowy zdecyduje inaczej i wpisze to do dziennika, zanim tartak wytnie drewno na więźbę. Wkurzyłem się na „majstra”, który chłopakowi tak doradził, a zagotowałem się jak usłyszałem, jak go ugościł murarz. Też chciał, żeby lepiej było, więc wylał strop klatki schodowej na jednym, górnym poziomie, choć schody miały być zabiegowe z półpiętrem, by można było skorzystać z 30 m2 powierzchni pomieszczenia nad garażem. Majstry „dobre dusze” potrafią doradzić, co by klientowi lepiej na duszy było, obniżyć koszty, przestawić słupy, ściany czy kto co tam uważa. Panie, będzie Pan zadowolony…
Ostatnio także taką dobrą duszą okazała się Pani Architekt. Inwestor życzył sobie, by zaprojektowała dom, taki niewielki – owe 70 m2 – najlepiej w takiej technologii, by wyszedł on tanio. Pani życzenie spełniła, powstało „dzieło”, z którym ów Pan do mnie trafił. Na wstępie zobaczyłem kratownicę, która miała być zbita z desek. No, może zobaczyłem to za duże słowo, bo projekt zawierał jedynie rzut dachu kopertowego, z jednym przekrojem kratownicy przechodzącym przez czubek koperty. Kiedy zadzwoniłem do Pani konstruktor, okazało się, że nie ma ona pojęcia, jak będzie wyglądała reszta „trójkątów”, bo od tego są wyspecjalizowane firmy. Acha, czyli taniej już było, bo z założenia musi to wykonać firma, która dodatkowo wyrysuje brakujące elementy projektu. Jednak trzeba przyznać, że w pozostałej taniości architekt miała świetne pomysły – na przykład ani jednej ściany działowej stałej – wszystko w kartongipsach, zero podparcia dla wiązarowych deseczek, a tu klient znalazł odrobinę więcej kasy i zamiast blachodachówki na folii chciałby deski, papę i dachówkę ceramiczną. No, niby ściany można dostawić, kratownice wzmocnić, ale… fundamenty tego nie udźwigną… I tak piękny sen o tanim domku stał się dla Inwestora koszmarem, gdzie wróżka Architektka wyczarowała zamiast pałacu domek z kart, opowiadając baśń o zaoszczędzonych pieniążkach.
Wracając do pierwszego Inwestora. Ode mnie usłyszał jedno – jak Pan chce słuchać bajek, to nie u mnie. Ja wolę pracy nie wziąć niż podkładać się na życzenie Inwestora i odpowiadać za załamanie dachu. Skoro mamy tylu bajarzy wokół, to na pewno każdy z Inwestorów znajdzie opowieść dla siebie, a ja raczej wolę fakty, niż baśnie z tysiąca i jednej nocy… zarówno słuchać jak i opowiadać.
Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Komentarze