Dobry karpik nie jest zły – na kłopoty Szczepański
Co prawda nie mamy grudnia, ale jak wszyscy wiemy, dobry karpik nie jest zły. Ja jednak mam jakiegoś pecha do tego pokrycia, bo co karpiówka, to jakiś problem…, a dziś opowiem Wam o jednym z nich.
Jesienią zeszłego roku zgłosił się do mnie inwestor. Dach piękny, łamany, jak twierdził około 400 m², co wynikało z projektu, no i zamarzyła mu karpiówka. Wybrał model dobrej jakości, kolor oczywiście antracyt, praca niedaleko domu – same plusy. Cenę powiedziałem naprawdę dobrą, prawie jak dla rodziny, bo sobie pomyślałem, że na zimę praca koło domu jak ta lala, inną budowę się przesunie, bo drugi z klientów niekoniecznie wymagający pośpiechu.
Minął tydzień, a rzeczony inwestor od karpiówki dzwoni, że znalazł sobie wykonawcę tańszego o kilka tysięcy. Informację przyjąłem z uśmiechem, bo w międzyczasie, za zezwoleniem potencjalnego inwestora, udałem się na budowę i dokonałem pomiarów. Dach niekoniecznie zgadzał się w zarysie z projektem, a dodatkowo zmieniono kąty nachylenia połaci – w zasadzie to je zwiększono – i okazało się, że powierzchnia dachu to 440 m².
Właściwie potencjalny klient uprzedził jedynie mój telefon zawiadamiający o zmianie kosztów robocizny. No cóż, okazuje się, że i teraz niektórzy lubią robić za półdarmo. Dopytałem się klienta skąd wziął dekarzy na TAKI dach za TAKIE pieniądze. Okazało się, że trzem Panom z ekipy stawiającej więźbę wydało się, że są tak mocni w swojej wiedzy, że postanowili założyć własną firmę i jako pierwsze przyjąć opisywane zlecenie. Trochę się wkurzyłem, ale za pierwotnie podaną cenę i tak nie zamierzałem tej budowy rozpoczynać.
Nadszedł kwiecień, a wraz jego początkiem rozbrzmiał telefon od niedoszłego inwestora. Okazało się, że Pan ma wątpliwości co do tego, czy dach jest dobrze robiony. Według niego coś jest nie tak, bo na zrobionej części dachu „pieje” karpiówka. Jak człowiek zaczął opowiadać, to ewidentnie, nawet bez zdjęć było wiadomo, że dach jest źle wypoziomowany, a łaty krzywe.
Pierwszy raz nie ugryzłem się w język i powiedziałem: czy teraz wie Pan za co Pan nie chciał dopłacić? Gościa nijak nie było mi szkoda. Sądziłem, że dla mnie to koniec tematu, jednak dwa, może trzy tygodnie później usłyszałem, że dach to jest dobrze zrobiony, a to karpiówka jest krzywa. Wykonawca wystosował do klienta pismo „prawie w tonie prawniczym”, że przez wadliwy materiał, biedny dachu nie może prawidłowo wykonać. Niedoszły klient poprosił bym przyjechał i wykonał na jego zlecenie ekspertyzę.
Pojechałem, zobaczyłem, zaniemówiłem. Opiszę to w skrócie. Łaty jak skocznia narciarska, przybite za krótkimi gwoździami, które się kończyły w deskowaniu, pas nadrynnowy (dodam, że klient oszczędzać nie chciał i na obróbki i kosze szła blacha płaska ze stopu aluminium), zamocowany czarnymi wkrętami do KG, za wąski kosz dachowy przykręcony rządkiem farmerów 5 cm od przegięcia, niewypoziomowane połaci…, a dalej brak kratki wentylacyjnej, rynna zamontowana bez spadku, źle obcięte okapy, deska okapowa przybita do krokwi za pomocą jednego gwoździa… W sumie można by prowadzić wykład na temat „jak popełnić maksymalną liczbę błędów wykonawczych na dachu”. Opinię potwierdził oczywiście kierownik budowy. Dekarze się poddali, zwrócili zaliczki a nawet zapłacili za zniszczony materiał. Inwestor miał więcej szczęścia niż rozumu… Człowiek uczy się na błędach, tak przynajmniej mówią. Jednak nie zawsze… Pan postanowił, że zrobi sobie ten dach samodzielnie razem z ojcem… Szczerze, to czekam za pół roku na kolejny telefon… No, chociaż może się przeliczę.
Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Historia bardzo ciekawa i widać na tym przykładzie,że nie warto zatrudniać “fachowców”z ulicy,taka inwestycja po prostu się nie opłaci i szkoda tylko materiału ,a także nerwów.W Pana sytuacji z pewnością wielu uczciwych rzemieślników się znalazło i dobrze,że Pan za półdarmo nie przyjął tego zlecenie,a jeśli chodzi o inwestora to mi go także nie jest żal.Ma nauczkę na resztę życia.
do realizacji poważniejszych projektów jak cały dach lepiej zatrudnić firmę specjalizującą się w danym fachu, a nie świeżo powstałą firmę która nie ma żadnych realizacji na swoim koncie, brak doświadczenia. zawsze wiadomo, że chodzi o pieniądze i pół darmo nie zawsze będzie dobrze. z ulicy można zatrudnić kogoś do drobnych prac a nie do budowy całego dachu.