Grinch – Świąt nie będzie? – na kłopoty Szczepański…
Jak co roku w grudniu, chyba każdy z nas, Koledzy, siada do przemyśleń dotyczących tego, jakie było te ostatnie 365 dni, co ten rok wniósł do naszego życia, co się zakończyło, co zmieniło… I tak sobie dumając, dzisiejszą opowieść powinienem zacząć, jak to w bajce było, od dawno, dawno temu w małej wiosce Ktosiowo mieszkał Grinch… I niech tak pozostanie, bo owa postać do dzisiejszego bohatera naszej historii niezmiernie pasuje.
Otóż, półtora roku temu ów Grinch zgłosił się do mnie, by zbudować mu dach. Jako znajomemu znajomego nie mogłem odmówić, choć od samego początku ciężko było mi pałać do niego sympatią. Niby miły, niby grzeczny, ale wredny uśmieszek malował się na jego twarzy. Po wielu wycieczkach po różnych hurtowniach zdecydował się na zakup materiału u mnie, jednak strasznie go bolało, że w wycenie są dwie palety dachówki więcej, niż we wszystkich pozostałych. Stanęło na tym, że zamówię towar w mniejszej ilości, ale podkreślałem, że na pewno braknie. Braknie to braknie… Dachówka została zamówiona i nagle okazało się, że będzie dostępna za dziesięć miesięcy. Moja wina? No oczywiście, bo powinienem to przewidzieć. Cóż, przewidziałem, spisując umowę na prace bezterminowo. Uff… Po dziesięciu miesiącach, kiedy dachówka miała zjechać z fabryki, producent podniósł jej cenę około 30–40%, nie wspominając o cyrku z ceną palet. Zatem zadzwoniłem do Grinch’a i grzecznie poinformowałem, że producent – mając w poważaniu zamówienia – nadał nowe ceny dachówce oraz paletom, więc trzeba będzie wykonać „reasumpcję” wyceny. I wtedy pojawił się prawdziwy Grinch! On k…a nie będzie niczego dopłacał! On ma w d…e podwyżki – to jego słowa w wielkim skrócie.
Szczerze, to był ten moment, kiedy miałem ochotę zapłacić kary za zerwanie umowy, a nie robić u takiego chama i prostaka. Oczywiście do ceny dachówki nie dopłacił, bo „umowa to umowa”. Byłem w plecy, może nie miliony, ale jednak bolało. I nadszedł dzień, kiedy widać było koniec prac, ale był to również kolejny typowy moment w procesie budowlanym – Grinch zamarzył o oknie dachowym, a także o kilku kominkach wentylacyjnych, nie wspominając, że jednak o owe odjęte w wycenie palety dachówki było za mało. I to był mój czas zwycięstwa!
W umowie nie był przewidziany ani montaż okna, ani kominków! Nie muszę Wam chyba mówić, że Grinch zakupił najdroższe kominki i okno, a usługa za owe montaże wyrównała mi stratę, jaką poniosłem na dachówce. Oczywiście nie wspomnę, że dachówka również poszła w cenie cennikowej. Kiedy zaczął się burzyć, że tak nie można, wspomniałem mu tylko trzy słowa „umowa to umowa”. A w umowie jasno stało, że jeśli nie my dokończymy dach i nie u nas zakupi towar, straci gwarancję.
I tak zakończyła się moja bajka z Grinch’em w roli głównej, budowa w Ktosiowie dobiegła końca, a wnioski na przyszłość wyciągnięte i umowa z klientami już zmieniona. A w oddali słychać już dzwonki sań…
Ze świątecznym pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Komentarze