Pan, Wójt czy Pleban – na kłopoty Szczepański
Szanowni Koledzy, zastanawiałem się długo i wnikliwie nad tym, o czym tym razem napisać, bo większość nieprzewidzianych spraw się już chyba zdarzyła i Wam o nich mówiłem, ale… czas przyznać się do błędu.
A na czym ów błąd polega? A no trąbiłem tu jakim strasznym będzie prawo pozwalające na pominięcie kierownika budowy przy budowie domów jednorodzinnych do 70 m2… Biję się w pierś… moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina… To prawo w końcu otrzeźwiło budujących. Zdali sobie oni sprawę, że jak kiedyś dach spadnie im na głowę, to już nie będzie kogo winić i od kogo dochodzić roszczeń zadośćuczynienia. Teraz projekt, przynajmniej w dwóch przypadkach jakie do tej pory miałem, jest świętością, jest C24 – z tartaku przyjeżdża drzewo z certyfikatem, jest w projekcie strugane suszone…
Klient płaci jak za zboże, ale dostaje drewno z suszarni. Klient płacze i płaci i nie ma już żadnego biadolenia – ani słowem nawet jednym… i chyba wiem dlaczego…
Kierownicy budów rozbestwili towarzystwo. Jak w reklamie „Panie, da się? Da się”. I stawiali pieczątkę pod brakiem certyfikatu, bo po co komu faktura na drewno. Stawiali pieczątkę pod cieńszymi przekrojami, bo przecież „zimy to u nas dawno nie było”, a na wykonawcę, sugerującego by dodać np. kalenicę, patrzyli jak na idiotę, co pewnie chce wyciągnąć dodatkową kasę… I można tak w nieskończoność. Ale na szczęście temat się zakończył, przynajmniej w przypadku części budów.
Jeśli klient choć przez sekundę waha się czy musi być dokładnie tak, jak napisano w projekcie, zadaję mu jedno podstawowe pytanie: „Czy będzie Pan ubezpieczał dom?”. Odpowiedź twierdząca jest odpowiedzią na tego typu zapytanie skierowane do każdego z wykonawców wszystkich etapów budowy… Inwestorzy zaczęli czuć tę odpowiedzialność i złożoność procesu budowlanego, jaką z barków zdejmowała im obecność „wszystkoklepiącego” kierownika budowy, gdzie mogli być tą małpką i udawać, że nic ich nie obchodzi i na niczym się nie znają.
Zatem, czy to aby na pewno dzięki prawu się to zmieniło, że inwestor w końcu „rozumie projekt”? NIE! Dzięki temu, że nie ma na kogo zrzucić odpowiedzialności za swoje kaprysy, które to sankcjonują kierownicy, by być polecani dalej, lub też by się za bardzo nie wysilać, bo jak to słyszałem „wziąłem tylko piątkę i miałem wypełnić dziennik, a tu od początku same problemy z inwestorem”.
Póki nie zmieni się mentalność ludzi odpowiedzialnych w świetle prawa za proces budowlany, póty inwestor będzie rządził tym, co ma być wmurowane czy wyciosane. Decyzje inwestora co do projektu winny być zakończone po jego wyborze, a dalsze decyzje podejmowane wyłącznie w zakresie np. kształtu i koloru dachówki, czy koloru ram okiennych. Tymczasem, jako wykonawca wysłuchuję „zrób Pan coś z tym, bo nie chcę słupa w pokoju”. Hm, to gdy wybierał ten projekt to tego słupa tam nie było, czy jak? A może niedobry kierownik mu dorysował w międzyczasie ze złośliwości?
Koledzy, a Waszym zdaniem kto jest winien sytuacji „Pan, Wójt czy Pleban”?
Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Komentarze