Ten typ tak ma… – na kłopoty Szczepański…
Koledzy, kiedy słyszę, że w przyszłym roku, już nie tylko domy do 70 m2 nie będą potrzebowały nadzoru kierownika, ale do tej kategorii dołączone zostaną wszystkie domy jednorodzinne budowane na użytek własny, to włos mi się jeży.
Kierownik budowy, z założenia człowiek z największymi kompetencjami oraz wiedzą na budowie ma zostać wykluczony z procesu budowlanego. Tak jak już wielokrotnie pisałem, uważam to za skrajną nieodpowiedzialność władzy z wielkim ukłonem w stronę firm ubezpieczeniowych – ku radości nieświadomego obywatela – zrzucenie odpowiedzialności na firmy budowlane.
Tak sobie w tym temacie rozmyślając stwierdziłem, że można podzielić postać Kierownika Budowy na trzy typy: pierwszy – wiem wszystko, drugi – nie wiem nic, a trzeci – nie wiem, ale udam, że się znam. Postaram się Wam opisać co mam na myśli.
Z kierownikiem „wiem wszystko” już kilkukrotnie się spotkałem. Stworzył on projekt indywidualny budowanego domu, jest kierownikiem budowy, a w tym konkretnym przypadku był jeszcze kolegą ze szkoły inwestora i poniekąd prowadził nadzór inwestorski. Cała budowa przebiegała wspaniale do czasu, kiedy ugięła się połać wykonanego już dachu. Oczywiście inwestor z krzykiem, że to wina wykonawcy i dach jest do rozbiórki. Wykonawca wezwał mnie do przejrzenia planów i poprosił, bym uczestniczył w spotkaniu z kierownikiem. To co zobaczyłem w planach… spowodowało, że miałem do niego kilka pytań: czy jako kierownik budowy poinformował inwestora, że konstruktor zaprojektował więźbę o parametrach drewna w ówczesnym czasie nie występujących w Polsce, czyli C30 (to było ok. 10 lat temu), przez co inwestor nie był w stanie go zamówić? Dlaczego kierownik budowy dopiero po wykonaniu pokrycia dachowego żąda certyfikatu na drewno, zamiast czynić to w momencie jego dostarczenia? Kolejne brzmiało: dlaczego rama nie jest podparta słupami lub ścianami nośnymi w odpowiednich miejscach, następne: dlaczego płatwie i płatwie pośrednie mają przekrój kwadratowy, a nie, jak wskazują wytyczne konstrukcyjne, przekrój prostokątny? Dlaczego bez odbioru dachu (brak wpisu do dziennika budowy) zezwolił na prowadzenie prac dociepleniowych i wykończeniowych na poddaszu? Mina kierownika mocno zrzedła, a inwestor był wręcz w furii. Jeśli spotkacie tego typu osobę na budowie, to wierzcie mi, że bez znajomości prawa budowlanego oraz zasad konstrukcji zeżre Was żywcem, bo tak pysznej i zadufanej w sobie osoby w życiu nie widziałem.
Drugi typ, o którym wspomniałem, czyli kierownik „nie wiem nic”, to brak zainteresowania budową. W związku z tym, że znając się na przepisach życzę sobie obecności owego na budowie co najmniej dwukrotnie w trakcie trwania prac, to i tak bym się go nie doczekał. W ostatnim przypadku użerania się z klientem dotarłem do kierownika, który był zdziwiony, że na inwestycji zakładane są „kartongipsy”, bo jak ostatnio był, to murowali nadproża, a inwestor nie zgłaszał żadnych prac. Wychodzi na to, że budowa mogła być zakończona, a kierownik nawet o tym by nie wiedział. Zastanawia mnie to, czy myślą oni życzeniowo… no nic się nie stanie… i tylko na końcu biorą dziennik budowy i układają sobie wpisy jak im się podoba, by przybić pieczątkę? Jest to dla mnie skrajny brak odpowiedzialności i wyobraźni.
Trzeci typ kierownika nie zna się kompletnie na konstrukcjach ciesielskich i pracach dekarskich. Fakt, na studiach jest to cały semestr jak dobrze pójdzie, jednak strasznym jest, że mamy bardzo dużo wspaniałych publikacji, dzięki którym tę wiedzę możemy poszerzyć, a paniom i panom kierownikom wydaje się, że wiedza sprzed 10 czy 20 lat jest wystarczająca. W tym konkretnym przypadku, który opiszę, kierownik nie umiał nawet czytać projektu. Tak, oczy was nie mylą. Kiedy przyszedłem stawiać więźbę, pierwsze co się okazało, to to, że nad częścią parteru brakuje stropu – błąd w projekcie, którego kierownik nie wychwycił ani na papierze, ani później przez ponad miesiąc od wylania stropu. Dalej nie zgadzały mi się poziomy wieńca, kierownik kazał wybudować murarzowi – choć ten się sprzeciwiał – ścianę kolankową tam, gdzie jej nie było i najczęstszy hit budowy, to przestawianie dowolne komina, co spowodowało, że w tym konkretnym przypadku narożną trzeba było ciąć, a na dokładkę wylewać podciąg, bo słupy stałyby na garach. Jedynym wesołym akcentem było oglądanie kierownika w akcji, kiedy sam burzył ową ścianę kolankową 🙂 I kończąc tym wesołym akcentem, czekam na Wasze anegdoty, bo być może jest jakiś czwarty „TYP”.
Z dekarskim pozdrowieniem
Rafał Szczepański
Komentarze